wtorek, 31 października 2017

Zostań gdzie przyszłaś



To jakieś #wyzwanie, nie wiem, ale tak wyszło. Rzuciłam hasło Blue, bo potrzebowałam jakiejś inspiracji, a wyszło, że rzuciłyśmy je sobie nawzajem i zaczęłyśmy pisać sobie jednopartówki. To się nazywa motywacja. XD
Bujałam się z tym, bo goście u mnie są i potem już nie będę miała czasu nad tym pracować. Poza tym to łan szocisko też pisałam zaledwie dwa dni (kolejnawymówka,by uniknąćjakiejśkonstruktywnejkrytyki<3)

Otrzymane hasło to Pijacki pocałunek.
Więc no wiecie, mogło wkraść się trochę patologii.



Musiałam szybko wydostać się na powietrze.
Opary papierosów i palonej sziszy dopełniły całego zła, jakie chodziło za mną od pół godziny. Byłam przekonana, że zaraz zwymiotuję. Dobiłam do drzwi, pchnęłam je i wybiegłam prosto w stronę krzaków. Pech chciał, że w tym samym momencie Ino i Shikamaru palili fajkę przed wejściem do domu.
Sakura, wszystko okej? – krzyknęła i pobiegła za mną, bo słyszałam jej kroki na chodniku, a potem ciepłą rękę na karku. Nieprzyjemnie ciepłą. Wszystko, czego teraz pragnęłam, było zimne. Jak to październikowe powietrze i deszcz, który siąpił cały dzień.
Pochylałam się całkowicie profilaktycznie nad trawą i zgięta w połowie, opierałam dłonie na kolanach. Okiełznałam potężną falę mdłości.
Cholera, będziesz rzygać?
Nie wiem – odpowiedziałam, bo na nic więcej nie miałam siły. Skupiałam się na uspokajaniu oddechu i wyostrzaniu wzroku, bo błędnik kompletnie ześwirował i oddawał mi obraz pod pięcioma różnymi kątami na sekundę. Raz po raz przełykałam ślinę, bo za wszelką cenę nie chciałam dopuścić do wyrzucenia zawartości żołądka na podwórku Sasuke. Poza tym nienawidziłam posmaku wymiocin i nie chciałam chodzić z nim przez resztę imprezy, kiedy dopiero dochodziła dwudziesta trzecia.
Silny wiatr, który wzmagał się przez kilka kolejnych sekund, był jak ręka, która odejmowała mi nieprzyjemności, mimo że prawdopodobnie przewiewał mi węzły chłonne i koszmarnie plątał włosy. Przede wszystkim zdziwiłam się, że tak zareagowałam, choć po szybkiej kalkulacji okoliczności okazały się całkiem jasne. Wypiłam trzy kolejki w ciągu pięciu minut, bo Naruto na mnie naciskał, zatańczyłam z Ten Ten jedną piosenkę w pomieszczeniu, w którym temperatura była i tak wystarczająco wysoka, a po zamknięciu przez Kibę balkonu w powietrzu nie znajdowało się nic innego niż papierosowy dym. Na samą myśl doznałam konwulsji żołądka jak i tego, że Ino palcami zagarnia mi włosy i chwyta je w jedną pięść. Czułam, że Shikamaru podchodzi do nas i spokojnie upaja się paloną używką.
Sterczałam w tej samej pozycji, nabierając pewności – minutę, dwie, może nawet więcej, w kompletnym milczeniu, biorąc coraz głębsze oddechy pełne mroźnego, odświeżającego powietrza, które działało jak lekarstwo. Machnęłam do Ino ręką na znak, że może mnie puścić, a sama zgarnęłam z twarzy resztę kosmków przylepionych przez wilgoć, pomijając okolice oczu i rzęs, żeby nie zetrzeć z nich tuszu i nie rozmazać go na powiece.
Już lepiej? – zapytała kontrolnie blondynka.
Tak, zupełnie okej.
Co się stało?
Za dużo naraz… wszystkiego. Nie ma o czym gadać, przeszło mi.
Machnęłam ręka, jak gdybym chciała zbyć nią temat. Postawiłam kilka kroków w stronę domu i stanęłam przed gankiem. Basy dochodzące z wnętrza domu już nie przeszkadzały, a dziwnie kusiły. Mimo wszystko spędziłam jeszcze chwilę w ich towarzystwie. Yamanaka opowiadała historię z dzisiejszej lekcji geografii, namiętnie nawijając włosy na swój wskazujący palec, podczas kiedy on wysłuchiwał jej ze znudzeniem i spalając drugą fajkę pod rząd. Gdy nie znało się jego słabości, ani jej – mojej przyjaciółki – na wylot, miałoby się wrażenie, że próbuje go uwieść. Jednak w którymś punkcie to, co dotyczyło ich rozmowy, przestało kompletnie mnie interesować. Doświadczyłam tego punktu, w którym organizm upomina się o szybkie dostarczenie alkoholu, jeśli chce się podtrzymać stan upojenia. Bez słowa zwróciłam się w stronę drzwi, nacisnęłam klamkę i ruszyłam do środka. Uderzyło mnie ciepło – już przyjemne i pożądane, rozgrzewające moje ciało, które wyziębiłam na bliskiej zeru temperaturze.
Najpierw podniosłam szklankę i nalałam do niej wody z cytryną z dużego, przezroczystego dzbanka, po czym przeszłam się do kuchni, by wydłubać kilka kostek lodu z foremki w zamrażarce. Wróciłam do salonu. Stałam z boku, oparta o ścianę, przyglądając się lawirującej w tańcu Hinacie, która wdzięcznie ruszała biodrami i machała naprzemiennie rękami w górę i w dół, a jej długie włosy skakały na wszystkie strony. Kiba siedział przy stole w towarzystwie Naruto, bawiącym się dopalającym węgielkiem. Tenten czule szeptała coś Nejiemu, opartemu o parapet i obejmującemu ją w pasie, kiedy ona co jakiś czas muskała wargami jego policzki. Shino rozlewał brandy kupione po drodze, do którego spróbowania ochoczo się doczepiłam. Wystarczyło mi dziesięć minut. Potem jeszcze wróciła Ino, wcisnęła mi do ręki drugiego drinka i znowu wszystko wymknęło mi się z kontroli.
Czułam się niestabilnie, ale już w tym dobrym sensie. Lekka i przyjemnie nieświadoma swoich czynów oraz tego, co dzieje się wokół.
Albo nawet aż za bardzo.
Przepchnęłam się przez korkujących mi przejście ludzi i wbiegłam po schodach. Na komodzie na piętrze odłożyłam szklaneczkę alkoholu z colą, choć jeszcze wcześniej upiłam dwa łyki, tak na zaś. Na odwagę, w razie gdyby jednak miałoby mi jej zabraknąć.
Nie zastanawiałam się za bardzo, bo nie miałam na to siły – moja głowa nie była teraz przystosowana do racjonalnego myślenia, przyćmiona coraz większymi ilościami wlanych w siebie procentowych płynów. Świat zamykał się, zawężał. Skupiał na tym co najważniejsze, potrzebne.
Teraz już tylko czułam. Nic więcej.
Leżał tam. Na swoim niepościelonym łóżku, wciśnięty głową w ścianę i pobrzękiwał na swojej gitarze. Palcami muskał pojedyncze struny i patrzył na nie mizernie. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że stanęłam w progu; ani na to, że go przekroczyłam i znalazłam się tuż nad nim, świdrując go wzrokiem.
Zrobiło mi się głupio i żal siebie. Stałam przed nim kompletnie pijana, podczas kiedy on prawdopodobnie zdążył otrzeźwieć już ze wszystkiego i pocieszał się jedynie miętowymi papierosami, których napoczęta paczka leżała na drugim rogu łóżka. Przejechałam wewnętrzną stroną dłoni po meblu i usiadłam na jego skraju.
Dlaczego znowu siedzisz sam? – zapytałam z troską w głosie. Paznokciem skrobałam materiał czarno-białej spódniczki, którą miałam na sobie.
Nie mam nastroju – odpowiedział bez wyrazu, nie podnosząc wzroku. Struny elektrycznej gitary, niepodłączone do wzmacniacza, wydawały z siebie charakterystyczne bzyczenia. Krucze pasma opadały mu na jedną część twarzy, zasłaniając lewe oko i wpadając końcówkami do kącika ust.
Trudno go odzyskać, kiedy siedzi się w swoim pokoju i odcina od całego świata – upomniałam go pouczającym, ale łagodnym głosem.
Wracaj do nich – nakazał mi. – Nie ma powodu, żebyś nie korzystała z tego, co dzieje się na dole.
Zaśmiałam się krótko. Po prostu. Z uśmiechem przelawirowałam całym ciałem poprzez jego biodra i rozłożyłam się jego łóżku, na plecach, całkowicie obok niego, patrząc w sufit z głupim, nieuzasadnionym, szerokim uśmiechem, jakby ktoś przykleił mi go twarzy siłą. Nie mogłam ustabilizować obrazu, który bezustannie kręcił się jakby w zwolnionym tempie. Chłodna pościel przyjemnie otuliła się i przystosowała do mojego ciała, a ja zanurzyłam się w niej jeszcze głębiej.
Tyle że ja nie chcę, Sasuke.
Niby czego?
Chcę tu zostać, z tobą.
Zachichotałam piskliwie, podsuwając sobie pod usta palec i przegryzając jego skórę. Byłam rozbawiona własnym przypływem szczerości i tym, że miałam ochotę dzielić się nią na głos. Czułam się całkowicie nieskrępowana. Wszystko w tym momencie było proste, banalne wręcz, a ja czułam się cudownie.
Jesteś pijana.
Wiem – odparłam bez ogródek. – Zdaję sobie z tego sprawę.
Rozpostarłam obie ręce i przypadkiem natknęłam się na przedramię Sasuke, z którym splotłam swoje. Nie zmieniłam jego lokalizacji, bo nie chciałam. Byłam zupełnie niezawstydzona jego dotykiem, a i była to zarazem część składowa tego, czego w tym momencie potrzebowałam.
I psujesz sobie całą zabawę.
Nie psuję. Bawię się teraz najlepiej, jak mogę – poinformowałam go. – To zdecydowanie najlepsza część tej imprezy.
Odwrócił głowę na moment i poprawił się. Miałam wrażenie, że się uśmiechnął. Że zaintrygowała go ta dziwna zabawa, w której ja, Sakura Haruno, stała się chodzącym źródełkiem prawdy dotyczącej samej siebie. Jego wyraz twarz uległ zmianie – nie był obojętny, a zwyczajnie zainteresowany.
Strzelam, że leżąc tak jeszcze pięć minut, zaśniesz w tym miejscu i tak skończy się ta cała twoja zabawa.
Pleciesz bzdury, Sasuke – przeciągałam kolejne wyrazy dla pokreślenia, jak bardzo absurdalne były jego przypuszczenia. – Straszne bzdury.
Mogę zamienić się w słuch.
A ja chciałam mówić; prawdę i tylko prawdę. Teraz jej się nie wstydziłam. Nie myślałam nawet o tym, że jutro ten wstyd mnie dopadnie i nie będzie miał żadnej litości – konsekwencje tego teraz jeszcze do mnie nie dochodziły. Nie chciałam ich, a odpychanie od siebie stanowiło strasznie niski koszt wysiłku.
Ty wystarczysz. Nie potrzeba mi żadnej innej atrakcji.
Jesteś kompletnie pijana, Sakura – odparł tonem, którym słyszalnie tłumił wybuch śmiechu. Kątem oka widziałam, że spogląda na mnie. W zupełności nie przejmowałam się nawet faktem, że szeroki dekolt swetra odkrywa mi jedno ramię, a spódniczka podeszła wysoko do góry, odkrywając całe nogi na wysokość połowy ud. Zazwyczaj kryłam przed nim wszystkie możliwe sygnały, przez jakie mógłby pomyśleć, że chcę przykuć jego uwagę swoim ciałem, bo za wszelką cenę nie chciałam, żeby tak myślał. Ponadto wstydziłam się jakiegokolwiek, nawet minimalnego obnażania w jego towarzystwie.
Teraz całkowicie chciałam, żeby to widział.
Ale ja to wiem. Poza tym naprawdę – dodałam, podnosząc się do pozycji siedzącej – tam na dole nie ma nic ciekawego.
Zupełnie nic?
Zaprzeczyłam ruchem głowy tak energicznym, jak robią to dzieci.
A co dzieje się na dole?
To samo, co zawsze – wyjaśniłam, kładąc się z impetem z powrotem na plecy i zaczęłam wymieniać kolejno. – Chouji siedzi przy stole i zżera wszystkie chipsy, Shikamaru pali na zewnątrz i wypisuje do Temari, Lee ciągle tańczy, Gaara robi… coś tam – przerwałam, bo poczułam nieodpartą chęć przeciągnięcia się jak o każdym poranku po przebudzeniu, ziewając na dodatek.
To ciekawe – odparł. Widziałam, że przygląda mi się cały czas i uśmiecha delikatnie. Czułam się triumfalnie, że znowu udało mi się to osiągnąć. Zawsze łagodniał, kiedy zostawaliśmy sami. Musiałam jednak za każdym razem przedzierać się przez tę jego skorupę, ale za każdym kolejnym razem zajmowało mi to coraz mniej czasu.
Właśnie nie – odpowiedziałam mu na przekór. – Ani trochę.
Ino zaraz zacznie cię szukać. Wpadnie tu i zgarnie w sekundę.
Jego uwaga tchnęła we mnie drugie życie. Wstałam, bezapelacyjnie i szybko. Przemknęłam naokoło łóżka, dobyłam do drzwi, popchnęłam je i przekręciłam kluczyk. Potem z ulgą i spokojem wyrysowanymi na twarzy wróciłam na swoje miejsce.
Teraz już nie przyjdzie – skwitowałam, czołgając się w jego stronę, tym razem układając na brzuchu i wspierając brodę na łokciach.
Uśmiechał się. Całkowicie szeroko.
Jesteś pijana, Sakura…
Zagraj mi coś – zaproponowałam.
Nie mam na to ochoty… – stwierdził, odkładając gitarę na bok.
Przecież przed chwilą to robiłeś. Zagraj mi coś, co grałeś zanim tu weszłam.
Sakura, nie męcz mnie, proszę…
Wygięłam usta w teatralnie przerysowaną podkówkę.
Ale to nie wystarczyło. Nie tym razem.
Ojciec Sasuke rok temu zginął w wypadku. Od tego momentu taki właśnie się stał. Niedostępny, wycofany. Nie chciał nikogo, z kim miałby podzielić się nieznośnym bólem, choć właśnie tego potrzebował. Duma nie pozwalała mu na przyznanie się do tego, ani też na obciążanie tym piętnem bliskich.
Mam sobie pójść? – zapytałam niepewnie, na wpół pieszczotliwie, z drugiej strony po to, by uzyskać szczerą odpowiedź. Schowałam twarz w rękach, splecionych ze sobą i ułożonych na pachnącej nim pościeli. Wpatrywałam się w niego, chcąc wyglądać jak najbardziej poważnie i próbując ustabilizować obraz, bo ciągle mieszało mi się w głowie.
Przecież nie wyrzucę cię z pokoju – odparł, jak gdyby był to totalny absurd. Rzecz niedopuszczalna.
A mógłbyś – analizowałam głośno, odpowiednio gestykulując jednym palcem, jak gdybym rysowała mu wykres albo upraszczający schemat. – Co znaczy też, że nie chcesz tego robić.
Parsknął cicho, patrząc mi prosto w oczy.
A jeśli powiem ci, żebyś sobie poszła, zrobisz to?
A czy byłbyś w stanie w ogóle powiedzieć mi, żebym sobie poszła?
Nie odpowiadał przez kilka kolejnych sekund. I co więcej, w ogóle nie uciekał przed odpowiedzią. Patrzył perfidnie w moje oczy, nie dawał mi jej i najwyraźniej nie czuł żadnej powinności związanej z moim pytaniem.
Jesteś cholernie pijana – oświadczył wyraźnie.
Już to mówiłeś – upomniałam go. – Powtarzasz się, Sasuke. A ja przecież o tym wiem.
I nie mogąc znieść dłużej tego napięcia, jakie budowało się przez ostatnie kilka minut, jak i zarazem większość naszej znajomości i automatycznej presji, jaką na mnie wywierał, podniosłam się. Wspięłam na kolana i zbliżyłam w jego stronę. Przesuwałam powoli, na czworaka, a on jedynie obserwował moje ruchy, czekając na coś; na co i na ile mnie stać.
A ja po prostu nachyliłam się. Przylgnęłam do jego warg. Sięgnęłam po to, czego chciałam. Bez większego kłopotu, większych wątpliwości, bez wahań. Bez obaw, że zrozumie, czego chcę naprawdę. Bez absolutnie żadnego ale.
Czułam puls w gardle, łomotanie w klatce. Bałam się otworzyć oczy, bo wiedziałam, że wszystko z pewnością kręci się jak karuzela, do tego o wiele szybciej, zupełnie jak krew w moich żyłach. Modliłam się o to, by zapamiętał z tego coś więcej niż tylko aromat alkoholu, który z pewnością bił ode mnie na kilometr. Mogłam zagryźć to chociaż słodką bezą przed wejściem do pokoju, pomyślałam.
Poruszyłam wargami, czując, że po chwili robi to samo. Nie patrzył, nie wyglądał na zdziwionego, nie zdradzał niczego. Spokój malował się na jego twarzy. A kiedy chciałam się oderwać, poczułam silny zacisk na biodrach. Oplótł mnie ramionami momentalnie i uniemożliwił jakikolwiek ruch. Byłam przyszpilona do jego ciała jego własnymi dłońmi, których ciepło rozchodziło się po moich plecach. Swoje własne wsunęłam pod jego włosy i otoczyłam nimi chłopięce policzki.
Teraz już tu zostaniesz – powiedział tylko cicho.


5 komentarzy:

  1. Jak przeczytałam początek to aż mnie tak korciło, żeby zajrzeć na środek bądź koniec. Zobaczyć jak Ty to pociągniesz. Kurde ja byłam wręcz przekonana, że Sasuke tam z nią pójdzie/będzie. Serio. Że zwymiotuje mu na buty czy coś xD Ale rozegrałaś to pięknie! W TAK CHOLERNIE SEKSOWNY I PODNIECAJĄCY SPOSÓB! Nawet mimo tego, że Sakura jest pijana. Samej mi się zachciało takiego pocałunku! Kurna! TAKIEGO SAMEGO! Cholerna zazdrość mnie zżera, bo ta para jest zbyt idealna. Kurna!
    I w ogóle impreza, tyle postaci!
    Ja wiesz Adzia... mam wrażenie, że ja JAK ZWYKLE nic Ci konstruktywnego nie napiszę. Bo wiesz, ja jeszcze jutro to przeczytam i doinnych wniosków dojdę i po jutrze i po po... tak jak z tą poprzednią. Już ją chyba na pamięć znam. I TĘ NIEOPUBLIKOWANĄ TEŻ!
    Jak ona mu tam do pokoju weszła to ja piszczeć zaczęłam. Uwielbiam takie sceny!ach o matko! Taką ucieczkę przed światem. W ogóle, ja na początku rozkminiałam, gdzie on się podział czy coś. Uparcie próbowałam przewidzieć co się stanie i średnio xD
    Bo zakładałam też przecież, że to on ją pierwszy pocałuje, ale Sasuke zachował się całkiem cwaniacko. tak ją podpuszczał i mu się udało. Dostał to, co chciał. Bo chciał i nie oszukuj, że nie. jego reakcja na ten pocałunek mówi sama za siebie.
    Teraz już tu zostaniesz ja wiem, że Ty mi to specjalnie zrobiłaś. ja tak uporczywie szukałam ciągu dalszego. SAMA SOBIE GO DOPOWIEM, ŁASKI BEZ.
    DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA ZA TEGO SHOTA będzie mi się tak dobrze spało jak po dobrym szocie. To był dobry strzał z tym pijackim pocałunkiem. Oj dobry!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DAJ MNIE WIĘCEJ
      JA CHCE WINCYJ

      Usuń
    2. UGH, NO JASNE, najpierw wymioty, a potem pocałunek. XDDDDD CZEMU NIE, YOLO, MOŻE JEDNAK NIE BYŁOBY TAK ŹLE.
      Ha, a ja właśnie chciałam, żeby nie było jak zwykle, że to on inicjuje jakieś większe kroki! ZROBIŁAM TO CELOWO. Tak, żeby było inaczej, po prostu. :-D Tym się w sumie kierowałam, kiedy kminiłam całą resztę.
      Wiem właśnie, że kompletnie nie dałam go wcześniej, ale nie doszukuj się sensu, często go pomijam w takich jednostrzałowcach, daruję sobie czasem jakieś szczegóły dla wygody. xD

      Usuń
  2. Aaaaa. Zajebiste XD
    Weźcie ludzie. Ostatnio zaczęłam lubić SasuSaku. Poważnie. Już nawet tak bez irytowania się na Saske. Wczoraj jednopartówka Temiry dziś Twoja. Może sama coś takiego skrybnę..? W ogóle pijani ludzie w opowiadaniach to moja domena. XD
    Zasadniczo to podziwiam to jak pociągnęłaś scenę, w której występowało więcej niż dwie osoby. Zawsze to jest najtrudniejsze, a ja tutaj dosłownie widziałam kosmyki Hinaty falujące w rytm jakiejś bliżej nieokreślonej melodii i wyobrażałam sobie ogromny salon w domu Uchichów. No i Szikamaru zielarz wygrał wszystko. XD To tak bardzo mi do niego pasuje.
    I jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! Ja rozumiem... ja wszystko rozumiem. Że niby kobieta ubrana jest bardziej seksowna od nagiej, bo działa na wyobraźnie, ale nooooo... XD
    Ino trzymająca włosy Sakury to jest po prostu cudo. Śmiechłam, a współlokatorka śpi. Co Ty ze mną robisz Ado, że śmieję się do komputra?

    WIIIIIIIIIINCYJ.
    Pozdrawiam,
    Konan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaa, przypomniało mi się, że miałyśmy o Tym pogadać, a ja wtedy wracałam do domu i cały dzień mnie nie było przy kompie, aaa. Poruszę to. xD
      A weź, ja też nie lubię zbiorowych scen, nie wychodzą mi, dlatego zrobiłam taką krótką, żeby się nie majtać. xD
      Lol jaki zielarz, on tylko ćmiczki palił.
      Wiem, napisałam to w następnej. Nie odpowiem Ci na to pytanie, dlaczego urywam w takich momentach, bo nie wiem. Naprawdę. To zwyczajnie dziwne.
      ROZBAWIAM CIĘ <3

      Usuń